Wstajemy dość wcześnie, jak na nasze możliwości i jedziemy metrem w stronę St. Pauli. Fischmarkt jest tylko z nazwy rybny, właściwie można tam kupić wszystko, a najłatwiej Fichbrotchen (bułkę z rybą) – do tego piwo, co łączy się w smaczne i zdrowe śniadanie. Niemcy naprawdę wcześnie zaczynają pić. Na targu mnóstwo ludzi, sprzedawcy przekrzykują się w promowaniu swoich produktów. Autentyczność tego miejsca chyba zniknęła, choć wciąż jest ciekawie. Tego dnia kupilismy bilet dzienny (11.8 EUR/2os.) i zamierzamy go wykorzystać m.in. na prom po Łabie. Płyniemy w sporej grupie turystów i wysiadamy na przystanku Dockland. Trochę chodzimy po okolicy, wsiadamy na kolejny prom i wracamy do punktu wyjścia (Landungsbrucken). Cała trasa jest dość ciekawa, a prom będący częścia sieci transportu miejskiego, jest dobrą alternatywą dla turystycznych statków (15-20 Euro za godzinę pływania). Komunikacja miejska, stwarzając spore możliwości przemieszczania się, jest stosunkowo tania. Pozazdrościć. Na lunch znów zjedlismy śledzie. W okolicy portu jest pełno małych knajpek, gdzie za jedzenie płaciliśmy ok. 25-30 euro (z piwem). Idziemy jeszcze raz w stronę centrum, mijamy Hafen, ratusz i ostatnią godzinę przed odlotem spędzamy nad Binnenalster – jednym z hamburskich jezior. Woda i zieleń - chyba tak zapamiętam miasto. Mnóstwo ścieżek rowerowych, świetnych terenów do uprawiania sportu, przestrzeń i kontrasty między różnymi częściami miasta. Hamburg okazał się kobietą, która nie do końca podoba się nam na pierwszej randce. W miarę poznawania się jednak, pałamy do niej coraz większą sympatią, gdyż odkrywa przed nami uroki niewidoczne przy pierwszym spotkaniu. Chcemy tam jeszcze wrócić.
Mój niemiecki współlokator mówił, że ludzie dzielą się na wyznawców Berlina i wyznawców Hamburga. Ja należę do tych drugich
:)Dzięki za tę relację, wróciło mi trochę studenckich wspomnień
:)
Wstajemy dość wcześnie, jak na nasze możliwości i jedziemy metrem w stronę St. Pauli. Fischmarkt jest tylko z nazwy rybny, właściwie można tam kupić wszystko, a najłatwiej Fichbrotchen (bułkę z rybą) – do tego piwo, co łączy się w smaczne i zdrowe śniadanie. Niemcy naprawdę wcześnie zaczynają pić. Na targu mnóstwo ludzi, sprzedawcy przekrzykują się w promowaniu swoich produktów. Autentyczność tego miejsca chyba zniknęła, choć wciąż jest ciekawie.
Tego dnia kupilismy bilet dzienny (11.8 EUR/2os.) i zamierzamy go wykorzystać m.in. na prom po Łabie. Płyniemy w sporej grupie turystów i wysiadamy na przystanku Dockland. Trochę chodzimy po okolicy, wsiadamy na kolejny prom i wracamy do punktu wyjścia (Landungsbrucken). Cała trasa jest dość ciekawa, a prom będący częścia sieci transportu miejskiego, jest dobrą alternatywą dla turystycznych statków (15-20 Euro za godzinę pływania). Komunikacja miejska, stwarzając spore możliwości przemieszczania się, jest stosunkowo tania. Pozazdrościć. Na lunch znów zjedlismy śledzie. W okolicy portu jest pełno małych knajpek, gdzie za jedzenie płaciliśmy ok. 25-30 euro (z piwem).
Idziemy jeszcze raz w stronę centrum, mijamy Hafen, ratusz i ostatnią godzinę przed odlotem spędzamy nad Binnenalster – jednym z hamburskich jezior.
Woda i zieleń - chyba tak zapamiętam miasto. Mnóstwo ścieżek rowerowych, świetnych terenów do uprawiania sportu, przestrzeń i kontrasty między różnymi częściami miasta.
Hamburg okazał się kobietą, która nie do końca podoba się nam na pierwszej randce. W miarę poznawania się jednak, pałamy do niej coraz większą sympatią, gdyż odkrywa przed nami uroki niewidoczne przy pierwszym spotkaniu. Chcemy tam jeszcze wrócić.